Reklama

Prosto i jasno

Co jeszcze rząd ukrywa przed narodem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gdyby państwu polskiemu groziła katastrofa finansowa - jak to dramatycznie przedstawia L. Miller, to dla uratowania budżetu podjęto by równie dramatyczne środki. Tymczasem w zaproponowanych zmianach podatkowych, a także propozycjach budżetowych, nie widać niczego, co miałoby poprawić polską gospodarkę - a przecież to jest najważniejsza przyczyna bezrobocia i biedy. Gdzie są więc te zapowiadane gruszki na wierzbie, a poważniej pisząc, które to mają być zapowiadane reformy systemowe?
Jak na razie, SLD sięga po rozwiązania najbardziej prymitywne, najprostsze, próbując łatać dziurę budżetową cudzymi pieniędzmi. Zapowiadane zmiany są typowo fiskalne, janosikowe, polegające na zabieraniu pieniędzy od ludzi i firm. Ba, nawet ostre zażądanie od Rady Polityki Pieniężnej, aby natychmiast obniżyła stopy procentowe, nijak się ma do rzeczywistości, ponieważ samo to nie wpłynie automatycznie na koniunkturę gospodarczą. Obniżenie stóp musi być elementem podjętych innych reform, m.in. na rynku pracy. Skoro więc wicepremier i minister finansów M. Belka mówi, że w przyszłym roku wzrostu gospodarczego nie będzie, a jeszcze do niedawna była to podstawowa obietnica SLD, to znaczy, że nie ma on pomysłu na ożywienie gospodarki. Znowu stracą na wszystkim najbiedniejsi, ponieważ jeśli nie będzie wzrostu gospodarczego, nie można spodziewać się również nowych miejsc pracy.
Tymczasem zasada jest taka, co potwierdzają gospodarki innych krajów: tylko obniżanie podatków, poluźnienie zapisów kodeksu pracy i uelastycznienie przepisów o działalności gospodarczej przynoszą rozwój. Tylko wtedy bogaci płacą najwięcej, bo im się opłaca inwestować i rozwijać przedsiębiorstwa. Kiedy zaś podatki się podwyższa czy zamraża progi podatkowe, płacą za to najbiedniejsi, bo najczęściej tracą pracę.
Przyznać trzeba, że SLD robi bardzo sprytnie tę janosikową robotę, podejmując bolesne dla ludzi decyzje od razu, wiedząc, że kiedy zbliżą się wybory parlamentarne, wszyscy zapomną, kto uchwalił wysoki VAT na materiały budowlane czy mieszkania, kto opodatkował nasze oszczędności, kto na gorsze zmienił zasady wypłacania świadczeń przedemerytalnych czy zasiłków itp. Wprowadzając obecnie te zmiany, można wszystko tłumaczyć kryzysem finansów państwa, przypominać nieudolność poprzednich rządów, pochylać się z fałszywą troską nad najbiedniejszymi... Teraz więc trzeba zabierać co się da, a pod koniec kadencji coś tam się ludziom rzuci i tylko to będą pamiętać.
Tak właśnie się dzieje. Zapytam bowiem przy tej okazji: czy ktoś z wyborców pamiętał w czasie minionej kadencji, że eksmisję na bruk uchwaliło w 1995 r. SLD, a ustawa zgodnie z zapisem weszła dopiero w życie w trakcie kadencji AWS? Albo czy ktoś zapamięta PSL-owi, że wpisał w umowę koalicyjną z SLD podatek importowy, mający chronić polski rynek i przynieść trochę pieniędzy do budżetu, a także 18-letni okres ochronny na zakup polskiej ziemi przez cudzoziemców?
To ostatnie przypomnienie będzie jednak bardzo ważne, ponieważ jak dowiedzieliśmy się najpierw z mediów zagranicznych, minister W. Cimoszewicz poinformował w Brukseli o nowych ustępstwach polskiego rządu wobec Unii Europejskiej. Dotychczas sądziliśmy, że SLD tylko obniży okres ochronny na zakup polskiej ziemi z 18 do 12 lat. A tu zachodnie gazety doniosły, że zgadzamy się również na to, aby obywatele Unii mogli nabywać domy, działki rekreacyjne już po 7 latach, zaś rolnicy z Unii ziemię do uprawy już po trzyletnim okresie dzierżawy. Zdarzyła się więc albo kompletna wpadka dyplomatyczna rządu, albo zaplanowana zmiana strategii, którą należy ocenić jako klęskę negocjacji. Zwłaszcza że za nasze ustępstwa nie będziemy mogli przez 7 lat podejmować pracy w krajach "15".
Przyjazne rządowi środki przekazu rozpisują się, że te ustępstwa to dowód odwagi nowej ekipy negocjacyjnej, a także umiejętności oddzielenia realnych korzyści członkostwa od symboli. Czy tak jest naprawdę? Wydaje mi się, żeśmy odsłonili się przedwcześnie, wszak do końca negocjacji pozostał jeszcze rok, a przecież będą inne ważne dziedziny do uzgodnienia, przede wszystkim tzw. fundusze strukturalne oraz pieniądze na bezpośrednie dopłaty do rolnictwa. Dopiero te sprawy dadzą podstawę do jakichś ustępstw czy kompromisowych rozwiązań.
Ponadto nasze środki przekazu błędnie informują społeczeństwo o korzyściach, jakie nas czekają po wejściu do UE. Wymieniają bowiem wysokość dotacji, jakie otrzymałaby Polska, gdyby teraz była w Unii. Faktycznie. Gdyby była, podkreślmy słowo gdyby, dostawalibyśmy rocznie 12 miliardów euro darowizn (np. Hiszpania otrzymuje 8 miliardów euro) . Nasza dotacja byłaby większa, bo rolnicy otrzymywaliby 4 miliardy euro więcej. Gdyby do tego doszło, podkreślam jeszcze raz słowo gdyby, wszystkie nasze problemy zniknęłyby jak za dotknięciem przysłowiowej czarodziejskiej różdżki. Otrzymać jednak darmo tak wielkie pieniądze, dostać je razem z ośmioma innymi nowo przyjętymi do Unii państwami - to brzmi zupełnie bajkowo. Jestem przekonany, że z chwilą, kiedy Unia będzie gotowa przyjąć Polskę, a nie odwrotnie, zmienią się unijne przepisy finansowe i zamiast coś dostać, będziemy zmuszeni jeszcze sami więcej dawać niż obecnie.
Na dowód tego można przywołać pokrętne tłumaczenie naszego " adwokata" w Unii, za jakiego uważa się kanclerza G. Schroedera, który wobec Niemców mówi, że Polacy będą mogli pracować u nich dopiero po 7 latach, a do kolegi "kanclerza" L. Millera składa obietnicę, że może się to stanie już po 2 latach. Oczywiście, polski Premier nie dopuszcza myśli o 7-letnim okresie, dlatego przed nami deklaruje, że w tych rozmowach "zachowa troskę o ogólnonarodowy interes Polski" .
Co jest dla SLD tym ogólnonarodowym interesem, trudno powiedzieć. Sadząc po ostatnich ustępstwach, na pewno nie ziemia i naród. Wiadomo natomiast, że gdyby faktycznie w czasie obecnych rządów doszło do zjednoczenia Polski z Unią Europejską, do Brukseli oraz innych stolic zachodnich wyjechałoby do pracy ponad 2,5 tysiąca naszych urzędników. Jest więc o co walczyć, wszak wielu dzieciom dawnych towarzyszy partyjnych grozi również widmo bezrobocia w Polsce. To w związku z tą ponętną pracą powstała w Łodzi pod auspicjami SLD specjalna wyższa szkoła dla przyszłych urzędników unijnych. Czy to też próbowano ukryć przed narodem? A może w Brukseli znają już nazwiska polskich urzędników, którzy podejmą tam pracę w 2004 r.?
Problem jednak w tym, że poparcie dla UE w Polsce spada i jeśli rok temu wynosiło 61 proc., obecnie tylko 49 proc. Nie poprawią tych wyników nawet manipulacje wypowiedziami Księdza Prymasa w Brukseli, który powiedział, i owszem, o historycznej konieczności wchodzenia do Unii, ale zarazem dodał, że "my chcemy budować porządną Europę na porządnym człowieku, który ma szacunek do drugiego i jego godności".
Wyciągam już własny wniosek ze słów kard. J. Glempa, że Europa bez szacunku dla podstawowych wartości moralnych, "trwałych pryncypiów", nas nie interesuje.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Józef Bilczewski

Niedziela Ogólnopolska 24/2001

[ TEMATY ]

abp Józef Bilczewski

Archiwum autora

Św. abp Józef Bilczewski

Św. abp Józef Bilczewski
Wilamowice to niewielkie miasteczko leżące ponad 30 km od Wadowic, między Kętami a Oświęcimiem. Jest to jedna z najstarszych miejscowości w tej części Polski, o ogromnie bogatej i interesującej przeszłości. Została założona w połowie XIII wieku przez osadników pochodzących z pogranicza Niemiec i Flandrii, na co wskazuje zachowana do dziś gwara wilamowicka, przypominająca stare narzecza germańskie, anglosaskie, fryzyjskie, angielskie i niderlandzkie. Józef Edlen von Mehofer w pracy zatytułowanej Der Wadowicer. Kreis im Koanigsreiche Galizien napisał, że wilamowiczanie byli energicznymi kupcami, zajmowali się m.in. handlem tkaninami, wytwarzanymi w odległym o dwie mile Andrychowie. Mieli swoje składy w Hamburgu i Lubece. Dzieje mieszkańców Wilamowic ściśle splotły się i trwale powiązały z dziejami narodu polskiego i Kościoła katolickiego. Spośród nich wyrosło wielu wybitnych rodaków, zasłużonych dla Kościoła i Ojczyzny, na czele z najwybitniejszym synem tej ziemi - metropolitą lwowskim abp. Józefem Bilczewskim, który w czasie czerwcowej pielgrzymki na Ukrainę zostanie wyniesiony do godności błogosławionych przez Papieża Jana Pawła II. Józef Bilczewski urodził się w Wilamowicach 26 kwietnia 1860 r. w ubogiej rodzinie rolniczo-rzemieślniczej. Naukę na poziomie podstawowym pobierał w rodzinnej miejscowości i w Kętach. W latach 1872-80 uczęszczał do 8-letniego gimnazjum w Wadowicach. W Sprawozdaniach Dyrekcyi drukowano co roku Spisy imienne uczniów podług lokacyi, czyli wyniki klasyfikacji w każdej klasie. Józef Bilczewski na listach klasowych notowany był bardzo wysoko. Zawarte tam wyniki podkreślają pilność i nieprzeciętne zdolności. 13 czerwca 1880 r., co podkreśla dr Gustaw Studnicki na łamach wadowickiego Przebudzenia, Bilczewski zdał egzamin dojrzałości. Obejmował on wtedy pięć przedmiotów (pisemny i ustny): język polski, łaciński, grecki, niemiecki i matematykę. W tym samym roku wstąpił na Wydział Teologiczny w Krakowie i rozpoczął studia. Po ich zakończeniu otrzymał święcenia kapłańskie z rąk kard. Albina Dunajewskiego, by tydzień później obchodzić prymicje w rodzinnych Wilamowicach. W niedługim czasie został wysłany na dalsze studia do Wiednia, Paryża i Rzymu. Po powrocie do kraju pracował jako wikariusz w Kętach, w kolegiacie Świętych Piotra i Pawła i w Gimnazjum św. Anny. Habilitował się na Uniwersytecie Jagiellońskim, następnie został mianowany profesorem dogmatyki Uniwersytetu Lwowskiego, a w 1900 r. wybrany jego rektorem. Żywa działalność naukowa i publiczna - jak pisze Studnicki - zwróciła nań uwagę władz kościelnych i świeckich. Mimo silnego oporu samego kandydata, namiestnik Leon Piński nakłonił go do przyjęcia nominacji na urząd arcybiskupa metropolity lwowskiego. W uroczystościach uczestniczyła delegacja z Wilamowic. Wyniesienie ks. prof. Józefa Bilczewskiego na tak wysoki urząd kościelny było dla wilamowiczan wydarzeniem wielce radosnym, porównywalnym z późniejszym wybraniem Karola Wojtyły z Wadowic na papieża. Jako metropolita Józef Bilczewski położył ogromne zasługi w rozwoju archidiecezji lwowskiej. Troszczył się o powiększenie liczby duchowieństwa i placówek duszpasterskich. Działał na polu społecznym i oświatowym. Jako członek Rady Szkolnej Krajowej zabiegał o polepszenie doli nauczycieli, o zakładanie szkół, ochronek, czytelni i bibliotek, zwalczając w ten sposób analfabetyzm. Znane jest jego słynne wystąpienie w Sejmie w 1907 r. W gorącym przemówieniu postulował podniesienie płac nauczycielskich. Organizował i popierał związki i stowarzyszenia religijne, dobroczynne i zawodowe. We Lwowie zbudował wielki dom katolicki. W czasie wojen 1914-20 organizował komitet arcybiskupi do pomocy ofiarom wojny, a także wstawiał się w sprawie prześladowanych Polaków u metropolity L. Szeptyckiego. Zmarł z przepracowania 20 marca 1923 r., został pochowany na Cmentarzu Janowskim we Lwowie. Papież Pius XI określił abp. Józefa Bilczewskiego jako "jednego z największych biskupów swojej doby". Pomimo upływu czasu i jakże zmienionej sytuacji polityczno-społecznej, pamięć o świętym Biskupie trwa do dzisiaj. Pamiętają o Słudze Bożym nie tylko we Lwowie, ale także w Wilamowicach. W rozmowie z proboszczem parafii wilamowickiej - ks. Michałem Bogutą dowiedziałem się, że parafianie w każdą środę w nowennie o beatyfikację abp. Józefa Bilczewskiego proszą Boga o łaski za jego wstawiennictwem. "Stałem się głową tej Archidiecezji, by także być jej sercem. Wszystko, co Was obchodzi, znajdzie oddźwięk w duszy mojej" . Te słowa towarzyszyły abp. Bilczewskiemu od początku do końca jego dni.
CZYTAJ DALEJ

Różaniec jako wędrówka w stronę Nieba

2025-10-22 20:55

[ TEMATY ]

różaniec

rozważania różańcowe

Adobe Stock

Przypomnij sobie słowa Matki Bożej z Fatimy o konieczności odmówienia przez Franciszka Marto wielu różańców. Wizjoner do końca swego krótkiego życia odmawiał tę modlitwę codziennie, wielokrotnie. Odchodził na bok, by nienagabywany do zabaw z rówieśnikami sięgać po różaniec. Nie chciał biegać wokół spraw tego świata, chciał biec do Nieba. Jego różaniec był „wędrówką”.

Długa wędrówka – a ta jest właśnie taka – jest zawsze wysiłkiem. Jest nużąca, wiąże się nawet ze zmęczeniem i bólem. Wszystko rekompensuje perspektywa osiągnięcia wyznaczonego celu. W przypadku różańca-wędrówki jest podobnie. Nie jest on przyjemnością, lecz trudem drogi. Nie musisz go nawet lubić! Możesz traktować go jako pokutę i właśnie to przede wszystkim ofiarować Niebu. Bo łatwo jest robić to, co lubimy, co sprawia nam przyjemność. Wiele większą zasługę ma ten, kto umie się przemóc, zmotywować i wykonać rzeczy wiążące się w wysiłkiem i cierpieniem. Każdy paciorek jest jak kolejny mały krok w stronę Nieba. Niebawem znajdziesz się tak blisko niego, że zauważysz zmiany. Coś z niebieskiego światła zacznie Cię nasączać, z wolna zaczniesz dostrzegać, że stać Cię na rzeczy tak niemożliwe jak zapomnieć głębokie urazy czy przebaczyć wielkie krzywdy… Odmawiasz różaniec jako wędrówkę, a ten owocuje w Twoim życiu nie dzięki Twej modlitwie dającej Ci radość, zanurzającej Cię w kontemplacji Boga, lecz dzięki modlitwie, która jest wysiłkiem kroczenia pod górę, by z każdym krokiem znaleźć się bliżej Nieba. Nielubiony i nierozumiany różaniec jako akt pokuty? Tak, bardzo owocnej.
CZYTAJ DALEJ

Msza św. z odnowieniem przyrzeczeń małżeńskich

2025-10-23 20:11

[ TEMATY ]

Jasna Góra

odnowienie przysięgi małżeńskiej

małżeństwa

BPJG

Już w najbliższą niedzielę na Jasnej Górze odprawiona zostanie Msza św. z odnowieniem przyrzeczeń małżeńskich. Zaproszeni są na nią wszyscy małżonkowie, którzy pragną odnowić swój sakrament i zaprosić Pana Boga do swojej małżeńskiej codzienności.

Pomysłodawcą Eucharystii dla małżeństw i rodzin jest o. Zbigniew Ptak, paulin. Jako kapłan ma duży kontakt z małżonkami poprze sakramenty, spowiedź i spotkania. Jak przyznał, problemy i kryzysy pojawiają się w każdej rodzinie, ale jeśli małżonkowie w ciężkich chwilach będą zwracać się do Jezusa, On będzie scalał ich więzi.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję