Reklama

Zgromadzenie gorących serc

Zgromadzenie Gorących Serc - tak zatytułowane zostało wspomnienie trojga lekarzy, organizatorów szpitala powstańczego, zwanego Głównym Punktem Opatrunkowym, na terenie klasztoru Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi w Warszawie, przy ul. Hożej 53, w pamiętnym sierpniu 1944 r., które ukazało się w Zeszytach Historycznych Okręgu Warszawa - Powiat Światowego Związku Żołnierzy AK (Nr 2/3 z 1994 r.)
Lekarze ci to dr med. Jan Dorożyński „Adam” - szef sanitarny VII Obwodu Armii Krajowej „Obroża”, prof. dr med. Edward Drescher „Bogusz”, komendant organizowanego właśnie szpitala, oraz dr med. Amelia Korycka, wówczas pielęgniarka tego szpitala.

Niedziela warszawska 35/2004

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Główny Punkt Opatrunkowy

Reklama

Dom Sióstr przy ul. Hożej 53 został wybrany na siedzibę Głównego Punktu Opatrunkowego nie przypadkowo, istniały bowiem ważne przesłanki, by go tam właśnie zorganizować. Pierwsza z nich - to sąsiedztwo z siedzibą Sztabu VII Obwodu AK „Obroża” w Związku Spółdzielni Jajczarsko-Mleczarskich przy ul. Hożej 51. Dyrektor tego zasobnego w środki i dysponującego fachowym personelem przedsiębiorstwa inż. Tomasz Dziama, mjr. „Roman”, był kwatermistrzem „Obroży”.
Drugi powód - to możliwość wykorzystania pomieszczeń internatu dla uczących się i studiujących dziewcząt, który od lat prowadziły siostry. Nie brakło więc łóżek i pościeli. I wreszcie trzecia, najważniejsza przesłanka: głęboki i gotów do poświęceń patriotyzm sióstr, na czele których stała wówczas matka przełożona Matylda Getter, zwana przez siostry i przyjaciół Zgromadzenia „Matusią”. Nie młoda już, bo 74-letnia matka Getter, była nieugiętą patriotką, pełną energii organizatorką życia i działania sióstr. Nieustraszona i zdecydowana w trudnych sytuacjach, lecz pełna ciepła i serdeczności, gdy chodziło o ratowanie ludzi, a szczególnie dzieci.
Opieka nad polskimi sierotami, chorymi i bezdomnymi tułaczami na obcej ziemi była bowiem jednym z najważniejszych zadań tego Zgromadzenia. W okresie II wojny światowej w domach Sióstr Rodziny Maryi znalazło opiekę kilka tysięcy dzieci, pozbawionych rodziny, dzieci osób ukrywających się, oraz dzieci z rodzin żydowskich. Samych dzieci żydowskich siostry uratowały około pięciuset, by po wojnie przekazać je gminie żydowskiej. Spotkały się z niezrozumiałą dla nich niewdzięcznością ze strony duchownych tej gminy. Ale to już inna historia (patrz: Jerzy Ślaski: Polska Walcząca, wyd. 1999, str. 689).
Siedziba sióstr przy ul. Hożej 53 przez cały okres okupacji niemieckiej była miejscem spotkań i pracy Sztabu „Obroży”. Zadanie zorganizowania szpitala powstańczego na ich terenie zostało przyjęte przez Matkę Przełożoną jako rzecz samo przez się zrozumiałą, jak pisze dr Drescher. Ofiarowała swą gotowość udzielenia im wszelkiej pomocy, a przede wszystkim wyżywienia. W przeddzień wybuchu Powstania szpital był gotowy, a personel medyczny rozpoczął dyżur w dniu 1 sierpnia o godz. 16. Pierwsi ranni przybyli w dwie godziny później. Zabezpieczenie wyżywienia dla szpitala, dla żołnierzy ze zgrupowania „Zaremba - Piorun”, walczących w tym rejonie, oraz dla głodujących mieszkańców okolicznych domów, było nie lada zadaniem, które siostry wypełniły do końca, nawet wtedy, gdy ranni opuścili ich siedzibę. Przygotowywały wówczas posiłki dla około 1000 osób dziennie. Kiedy zużyły swoje zasoby, produkty żywnościowe dostarczało wojsko.
Klasztor mieścił się w drewnianym budynku. Wokół waliły się i płonęły wielkie murowane kamienice. Trzeba więc było szpital przenieść na ul. Poznańską 11 do gmachu PZU, gdzie działał do końca Powstania, rozrastając się do liczby 150 łóżek. Drewniane budynki przy ul. Hożej 53 pozostały jednak nie tknięte. Przybywało natomiast grobów na dziedzińcu klasztoru dokoła figury św. Józefa. Zbliżał się nieuchronnie koniec „dni krwi i chwały”. Siostry pożegnały żołnierzy odchodzących do niewoli, oraz rannych, ewakuowanych w niewiadomym jeszcze kierunku, modlitwą o szczęśliwy powrót do wolnej Ojczyzny i błogosławieństwem. Wyposażyły ich również w paczki żywnościowe z resztek zasobów.
„Zgromadzenie Gorących Serc” nie zawiodło.

Pożywienie dla 1000 osób

Minęło 45 lat od tamtych czasów. W domu Sióstr w Izabelinie, gdzie dożywają swych dni starsze członkinie Zgromadzenia, spotkałam s. Anicetę Kwitowską, która przeżyła Powstanie Warszawskie w domu zakonnym przy ul. Hożej 53.
Prowadziła wówczas kuchnię domu. To ona właśnie wyczarowywała pożywienie dla 1000 osób nawet z bardzo skromnych zapasów. To ona była świadkiem rozpoczęcia działań powstańczych w godzinie „W”, to ona żegnała wraz z matką Getter dziewczęta, mieszkające w ich internacie, które wybiegały ze swych pomieszczeń, w pośpiechu zakładając opaski powstańcze. Podziwiała je potem widząc, jak wlokły wielkie kotły z przygotowanym przez nią gorącym posiłkiem, przez wykopy i piwnice, by nakarmić chłopców na pierwszej linii frontu, lub rannych i chorych w szpitalu, przeniesionym na ul. Poznańską 11. To ona żegnała chłopców, którzy szli na bój, a potem czekała na nich z posiłkiem. Niestety - nie wszyscy wracali. Niektórych trzeba było pogrzebać na prowizorycznym cmentarzyku dokoła figury św. Józefa na dziedzińcu klasztoru. To ona - obdarzona pięknym głosem - razem z młodymi żołnierzami śpiewała ich ukochaną modlitwę moniuszkowską: „Ojcze z niebios, Boże Panie, Tu na ziemię ześlij nam, Twoje święte zmiłowanie, - Bo dłoń Twoja wszystko może - Ty nad nami zlituj się!”. Ich żarliwy śpiew musiał dosięgać nieba. Brzmiał ciągle w jej uszach, wywołując łzy miłości i żalu po tych, którzy tego zmiłowania nie doczekali.
S. Aniceta nie spisała swoich wspomnień i nawet wtedy, gdy inne siostry - na prośbę Archiwum Zgromadzenia - zdawały relacje ze swych działań i przeżyć, ona nie uważała swych wspomnień za godne zapisu. Ja przyjmowałam je jak dobrze sobie znane fakty i uczucia, bo przecież ja także przeżyłam Powstanie, jako żołnierz AK. Spędziłyśmy na tych wspominkach kilka godzin. Przed nasze oczy wracały obrazy pierwszych godzin Powstania, pierwszych strzałów, pierwszych flag biało-czerwonych, którymi zakwitły warszawskie domy. Znowu ujrzałyśmy biegnących do ataku żołnierzy AK. I wspomniałyśmy niemieckie czołgi, przed którymi pędzono polskie kobiety. Kiedy zapłonęły pierwsze burzone przez Niemców domy, w kaplicy klasztornej rozległy się śpiewy i błagalne modlitwy do Boga o ratunek. Bóg tych próśb wysłuchał. Czołgi nigdy w ulicę Hożą nie wjechały. Działająca w sąsiedztwie - ul. Hoża 51 - tzw. „Fabryka”, czyli Zakłady Jajczarsko-Mleczarskie, dysponujące zespołem świetnych fachowców i zapleczem materiałowym, pracowała bez wytchnienia. Wytwarzała broń, poczynając od butelek zapalających po granatniki oryginalnej konstrukcji i wyrzutnie min. Zaopatrywała kuchnię Domu Sióstr w produkty żywnościowe do przyrządzania posiłków dla żołnierzy i ludności cywilnej, pozbawionej swego dachu nad głową, a także w wodę, kiedy jej w kranach zabrakło.
W kaplicy klasztornej Ksiądz Kapelan udzielił ślubu kilku młodym parom powstańców, siostry przygotowywały im zawsze „przyjęcia weselne”, których największą atrakcją były plasterki pomidora na skromnych kanapkach. Los jednej z tych par był dziwnie tragiczny, a wspomnienie o nim wywołało łzy żalu w oczach s. Anicety. Wracali po ślubie na swą kwaterę, trzymając się za ręce. Te splecione dłonie stały się celem jakiegoś niemieckiego snajpera. Zniszczył ich chwilę szczęścia tego dnia.

Czy siostry się bały?

Tak, ale trzeba było spełniać swe obowiązki, jakby dokoła nich nie szalało morze ognia i nie toczyła się walka. Matka Przełożona zwykle wyznaczała siostry, które miały daną pracę wykonać. Strych na przykład był pod stałym obstrzałem, a świeżo upraną bieliznę trzeba tam było koniecznie powiesić. Siostry szły, mówiąc do siebie: „Idziemy z posłuszeństwa, nic nam się nie stanie”, I tak było. Jedynie welon na głowie jednej z nich został poszarpany pociskiem snajpera, ale głowa ocalała. Te słowa „z posłuszeństwa” stały się jakby hasłem w walce ze strachem. Siostry uważały jeszcze inne wydarzenia za dowód opieki Boskiej nad nimi. Na ich dziedziniec w ciągu kilku dni spadły trzy bomby. Żadna z nich nie wybuchła. Kule grzęzły w drewnianych sztachetach bramy, a drewniane zabudowania klasztoru przetrwały przez wiele lat powojennych.
Nadszedł koniec Powstania i czas gehenny opuszczenia Domu i miasta. Szły razem ze Szpitalem Dzieciątka Jezus, by znaleźć kres wędrówki w jednym ze swych domów - Domu Dziecka w Kostowcu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Modlitwa św. Jana Pawła II o pokój

Boże ojców naszych, wielki i miłosierny! Panie życia i pokoju, Ojcze wszystkich ludzi. Twoją wolą jest pokój, a nie udręczenie. Potęp wojny i obal pychę gwałtowników. Wysłałeś Syna swego Jezusa Chrystusa, aby głosił pokój bliskim i dalekim i zjednoczył w jedną rodzinę ludzi wszystkich ras i pokoleń.
CZYTAJ DALEJ

Kalendarz Adwentowy: Nowy początek!

2025-11-29 08:23

[ TEMATY ]

Kalendarz Adwentowy 2025

MK

Co gdyby znany z dzieciństwa czekoladkowy Kalendarz Adwentowy przenieść w sferę duchową?
Portal niedziela.pl oraz Niezbędnik Katolika na czas Adwentu przygotował specjalny internetowy kalendarz adwentowy.
Kalendarz Adwentowy to cykl rekolekcyjny, w którym każdego dnia, odkrywając kolejne okienko kalendarza, będziecie odkrywać nowe materiały pomocne w duchowym wzroście.
Oprócz tego każdego dnia będzie czekało na Was: słowo dnia, refleksja, wyzwanie i modlitwa.
Całość ubogaci rozważanie ks. Krzysztofa Młotka.
Przeżyjmy ten wyjątkowy czas razem.
Niech to będzie nowy początek!

1 30 listopada 2 1 grudnia 3 2 grudnia 4 3 grudnia 5 4 grudnia 6 5 grudnia 7 6 grudnia 8 7 grudnia 9 8 grudnia 10 9 grudnia 11 10 grudnia 12 11 grudnia 13 12 grudnia 14 13 grudnia 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 Promuj akcję na swojej stronie internetowej
CZYTAJ DALEJ

Bp Wołkowicz: Wpatrujmy się w Maryję po to, by poddawać Panu Bogu!

2025-12-13 09:22

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

ks. Paweł Kłys

Bp Zbigniew Wołkowicz przewodniczył Mszy św., koncelebrowanej w kaplicy Duszpasterstwa Akademickiego PIĄTKA.

Bp Zbigniew Wołkowicz przewodniczył Mszy św., koncelebrowanej w kaplicy Duszpasterstwa Akademickiego PIĄTKA.

- Wpatrujmy się w Maryję po to, by uczyć się od Niej - w każdej z tych sytuacji życiowych, w których Ona była, i w których my się znajdujemy - poddawać Panu Bogu. Pozwalali Mu się prowadzić - czy jest radość, czy jest niepokój, a wtedy znajdziemy radość najgłębszą. Radość z pewności, że Bóg jest z nami. Bóg jest przy nas - mówił bp Wołkowicz.

Bp Zbigniew Wołkowicz przewodniczył Mszy św., koncelebrowanej w kaplicy Duszpasterstwa Akademickiego PIĄTKA. W wygłoszonej homilii powiedział: - Dziś Pan Bóg przez proroka Izajasza mówi, o gdybyś zważał na me przykazanie. To jest taki troszkę wyrzut z żalem. Gdybyś to uczynił, twoje życie było inne. Wtedy stałby się pokój twój jak rzeka, a sprawiedliwość twoja jak morskie fale. Twoje potomstwo było jak piasek i jak ziarnko twoje na to rośnie. Tak naprawdę to, o co chodzi, to jest otworzyć serce, przyjąć, pozwolić Panu Bogu, żeby to On kierował moim życiem. Oczywiście to nie jest tak, że to wszystko zależy tylko ode mnie, od mojego wysiłku, bo Słowo Boże, bo przykazania, tak naprawdę to jest forma obecności Pana Boga. Taka sama jak w Eucharystii jest obecność Pana Jezusa w Słowie. Boga, który do mnie przemawia. Więc te zalecenia, które daję, są Jego słowami, ale skoro to jest Jego obecność, to to Słowo ma też moc uczynienia tego, co przekazuje. Więc to nie jest tylko mój wysiłek. Moim wysiłkiem jest otwartość, pozwolenie, żeby to Pan Bóg mnie zaskoczył, żeby Pan Bóg ciągle działał. Ale to On działa, On przemienia. Weźmy sobie takie przykazanie miłości nieprzyjaciół. Jest to jedno z przykazań. Najbardziej radykalne w chrześcijaństwie. Po ludzku niemożliwe do zrealizowania. No ale, kiedy przyjmę, że to jest Słowo Boga, że to Pan Bóg wie, co mówi i On mi daje siłę, żeby to uczynić. Z drugiej strony, jeżeli ja próbuję podjąć pewne akty, wyjść do człowieka, który jest moim nieprzyjacielem, którego kochać trudno, to Pan Bóg da mi siłę, żeby to moje działanie przyniosło owoce, żeby przemieniło naszą relację. Zobaczcie, tutaj tak naprawdę widać, że potrzebne są dwie strony w tym, żeby Pan Bóg mógł nas zbawić, mógł przyjść do nas, mógł do nas przychodzić. Z jednej strony potrzebna jest moja otwartość i moja chęć przyjęcia tego Słowa, czyli próba życia Nim. - podkreślił.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję