Wydaje mi się, że nastał czas, aby zapytać, dokąd zmierza ludzkość?
I jest to kwestia nie tylko polityki, filozofii czy wiary, ale głębszego, wspólnego spojrzenia na ziemską rzeczywistość.
Bóg stworzył człowieka do wolności. Nie dał mu żadnych ograniczeń z wyjątkiem zakazu spożycia z drzewa poznania dobra i zła jako Jego woli. Człowiek jednak postąpił wbrew tej woli Boga, dokonując własnego wyboru. Poznał zło, utracił wolność raju. Na ziemi wszakże żył w wolności przez tysiąclecia, chwaląc Boga i wybierając dobro wpisane w nią z natury. Aż wzmogła się niegodziwość, jako wytwór wolności zła, i nastąpił potop. Bo niegodziwość owładnęła wszystkich (por. Rdz 6, 12). Pozostał Noe. Powróciła prawość i wolność. Nastał czas rozwoju Sumeru, Egiptu, Chin, Babilonu, Fenicji, a potem czas Abrahama i Izraela, Rzymu, w Afryce – Etiopii, Kartaginy, w Ameryce – ludów ery prekolumbijskiej. W historii tych wszystkich narodów przeplata się wolność ze zniewoleniem, ale zauważmy – wolność jest ich zaczynem, stopniowo zaś wyłania się samowładztwo z tendencją różnorodnego ograniczania człowieczej wolności. Ale był to proces odwracalny. Upadały jedne królestwa, wzrastały nowe. Bóg prowadził ludy, dopuszczając tę zmienność tak, aby zawsze odradzało się dobro. Tylko raz interweniował, radykalnie niszcząc Sodomę i Gomorę. Stopniowo nastał jednak czas, gdy coraz bardziej złożone stosunki międzyludzkie zaczęły zaburzać tę równowagę. I wówczas przyszedł Chrystus, przynosząc miłość jako źródło dobra, i świat łaciński stał się przestrzenią personalistyczną. Trwało to przez dwa tysiąclecia.
Minął ten czas i człowiek nagle, w skali globalnej, powiedział Bogu: „Nie! Sami ułożymy ten świat tak, aby stał się rajem”. Skutki? Narastające skomplikowanie życia przez bezwzględne – z eksploatacją drugiego – dążenie, wręcz pęd, do posiadania, radykalne podziały i zmagania z mnożonymi przez uwolnione zło przeciwnościami.
Rozwój technologii cyfrowych czy sztucznej inteligencji zamiast służyć dobru pozwala – z ominięciem norm moralnych – chwytać bezwiednie reagującą ludzkość w kleszcze ścisłej kontroli. Jawi się, jeszcze przez mgłę, apokaliptyczny znak Bestii – czip osobisty, poddający każdego centralnej inwigilacji: myśli, kroków i czynów. Ujawnia się teraz najgłębsza przyczyna zaplątania świata: kształtowanie przyszłości z odrzuceniem Boga niesie w sobie kolejny, po zniewoleniu, znak ostrzegawczy o błędnej drodze ludzkości – niezdolność do rozładowywania napięć i narastających zagrożeń. Aby zatem wrócić na Bożą drogę, potrzeba wrócić do otwarcia się na przykazanie miłości. Miłości, która rozwiązuje wszystkie problemy (por. 1 Kor 13, 4-8). Czy ludzkość jest do tego jeszcze zdolna?
„Wszystko, co czynicie, niech się dokonuje w miłości” - mawiał św. Karol Boromeusz. Bez cienia wątpliwości można powiedzieć, że w tym zdaniu wyraża się cała Ewangelia Chrystusowa. Jednocześnie stanowi ono motto życia i działalności św. Karola Boromeusza, którego Kościół liturgicznie wspomina 4 listopada.
Przyszło mu żyć w trudnych dla Kościoła czasach: zepsucia moralnego pośród duchowieństwa oraz reakcji na to zjawisko - reformacji i walki z nią. Karol Boromeusz urodził się w 1538 r. na zamku Arona w Longobardii. Ukończył studia prawnicze. Był znawcą sztuki. W wieku 23 lat, z woli swego wuja - papieża Piusa IV, na drodze nepotyzmu został kardynałem i arcybiskupem Mediolanu, lecz święcenia biskupie przyjął 2 lata później. Ta nominacja, jak się później okazało, była „błogosławioną”.
Kiedy młody Karol Boromeusz zostawał kardynałem i przyjmował sakrę biskupią, w ostateczną fazę obrad wchodził Sobór Trydencki (1545-63). Wyznaczył on zdecydowany zwrot w historii świata chrześcijańskiego. Sprecyzowano wówczas liczne punkty nauki i dyscypliny, m.in. zreformowano biskupstwo, określono warunki, jakie trzeba spełnić, aby móc przyjąć święcenia, zajęto się (głównie przez polecenie tworzenia seminariów) lekceważoną często formacją kapłańską, zredagowano katechizm dla nauczania ludu Bożego, który nie był systematycznie pouczany. Sobór ten miał liczne dobroczynne skutki. Pozwolił m.in. zacieśnić więzy, jakie powinny łączyć papieża ze wszystkimi członkami Kościoła.
Jednak, aby decyzje były skuteczne, trzeba je umieć wcielić w życie. Temu głównie zadaniu poświęcił życie młody kard. Boromeusz. Od momentu objęcia diecezji jego dewiza zawarła się w dwóch słowach: modlitwa i umartwienie. Mimo młodego wieku, nie brakowało mu godności.
W 23. roku życia nie uległ pokusie władzy i pieniądza, żył ubogo jak mnich.
Kard. Boromeusz był przykładem biskupa reformatora - takiego, jakiego pragnął Sobór. Aby uświadomić sobie ogrom zadań, jakie musiał podjąć Karol Boromeusz, trzeba wspomnieć, że jego diecezja liczyła 53 parafie, 45 kolegiat, ponad 100 klasztorów - w sumie 3352 kapłanów diecezjalnych i 2114 zakonników oraz ok. 560 tys. wiernych. Na jej terenie obsługiwano 740 szkół i 16 przytułków. Kardynał przeżył liczne konflikty z władzami świeckimi, jak i z kapłanami i zakonnikami. Jeden z mnichów chciał go nawet zabić, gdy ten modlił się w prywatnym oratorium.
Kard. Boromeusz był prawdziwym pasterzem owczarni Pana, dlatego poznawał ją bardzo dokładnie. Ze skromną eskortą odbywał liczne podróże duszpasterskie. W parafiach szukał kontaktu z ludnością, godzinami sam spowiadał, głosił Słowo Boże, odprawiał Mszę św. Jego prostota i świętość pozwoliły mu zdobywać kolejne dusze.
W związku z trwającym w Kościele katolickim Rokiem Jubileuszowym, który zakończy się 28 grudnia, odpust zupełny za zmarłych można uzyskać codziennie. Od 1 do 8 listopada jednym z warunków jest nawiedzenie cmentarza lub kościoła, a w pozostałe dni jednego z kościołów jubileuszowych.
Wbrew powszechnemu myśleniu, uzyskanie odpustu zupełnego za zmarłych nie jest ani szybkie, ani tym bardziej proste. Jednym z warunków jego uzyskania jest nie tylko bycie bez grzechu, a więc po spowiedzi, ale także bez żadnego przywiązania do grzechu.Zgodnie z nauką Kościoła katolickiego, grzech ciężki - świadome i dobrowolne złamanie Bożego prawa w materii poważnej - pozbawia komunii z Bogiem, a przez to zamyka dostęp do życia wiecznego. Popełniając grzech, człowiek zaciąga zarówno winę moralną jak i tzw. doczesną karę grzechową.
„Nadzieja paschalna nie zawodzi. Prawdziwie wierzyć w Paschę poprzez codzienną drogę życia oznacza zrewolucjonizowanie naszego życia, bycie przemienionymi, aby przemieniać świat łagodną i odważną siłą chrześcijańskiej nadziei” - powiedział Ojciec Święty podczas dzisiejszej audiencji ogólnej. Zaznaczył, że Pascha niesie nadzieję w codziennym życiu.
Pascha Jezusa jest wydarzeniem, które nie należy do dalekiej przeszłości utrwalonej już w tradycji, jak wiele innych wydarzeń ludzkiej historii. Kościół uczy nas, abyśmy co roku w Niedzielę Wielkanocną i każdego dnia podczas Eucharystii sprawowali uobecniającą pamiątkę Zmartwychwstania, podczas której w pełni realizuje się obietnica zmartwychwstałego Pana: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.